30. Moja wiedza o wychodzeniu z głodówki

Wychodzenie z głodówki to coś, jak inny rodzaj głodówki. Długo trwa, w zasadzie wchodzenie i wychodzenie powinno trwać tyle, ile głodówka. Często jest trudniejsze od samego postu o wodzie. Ma się ochotę zjeść „konia z kopytami”. Nie idźcie tą drogą. Jedzcie albo pijcie powolutku. Mielcie jedzenie długo w ustach. Przerwijcie, gdy tylko poczujecie, że nie jesteście głodni. Kiedy jecie, koncentrujcie się na sygnałach z żołądka, nie na swoich przestraszonych myślach, nic się nie stanie jeśli od razu tego „konia z kopytami” nie zjemy. Podejście do jedzenia warto przy okazji zmienić na zawsze. Często jemy za dużo, kiedy już nie trzeba i zdecydowanie nie to co jest tak naprawdę nam potrzebne, stąd nawet na siłowni widuję prze-zgrabnych młodzieńców już w ciążach kulinarnych. Jemy często z rozpędu, z łakomstwa, emocjonalnie, z nawyku. Głodówka to okazja do resetu złych nawyków.

1. Wychodzenie z 6 dniowej głodówki zaczynam od soków z warzyw (nie z owoców i nie ze słodkich, tylko warzywa, czasem trochę cytryny i grapefruita). Są wyciskane przeze mnie, absolutnie sklepowe się nie nadają. Zapomnijmy o sklepie, tylko własne i świeże. Pierwsze szklanki mocno rozcieńczam wodą. Najpierw sama woda, następna szklanka lekko kolorowa i kolejne coraz bardziej z sokiem a coraz mniej z wodą. Nigdy nie dochodzę do 100% soku. Tak nawiasem mówiąc soki nie są zdrowe, może tylko w wyjątkowych sytuacjach których nie znam osobiście. Zbyt szybko glukoza dostaje się do krwi, soki zawsze powinno się pić rozcieńczone, więc ja też piję je z wodą przy wychodzeniu z głodówki. Zielone soki też są dobre, te można nawet 100% pić, jeśli macie specjalną wyciskarkę do wyciskania soku z liści, ja mam. Zielone soki to podobno perła dietetyki. Poza tym jeśli macie możliwość i umiecie zrobić własny sok z kiszonej kapuchy albo rejuvelac, to przygotujcie sobie wcześniej i pijcie. Sklepowy sok z kiszonej kapusty jest za słony. Soli jeszcze nie jemy. Kiszone rzeczy dają elegancką florę bakteryjną, która zasiedli mam jelita po głodówce – to sama śmietanka towarzyska, że tak powiem. To jest zawsze baaaardzo dobre i zobaczycie jak po głodówce cudownie smakuje. Robiłam to tak, że przynosiłam nieco kiszonej kapusty, miksowałam ją ze świeżą i z czosnkiem. Stało trochę w ciemnym i ciepłym miejscu (w słoiku trzeba zostawić nieco przestrzeni, bo to rośnie i nie domykać, bo wystrzeli, najlepiej jakąś ściereczką przykryć solidnie co by muszki nie szalały). W letnim cieple proces zachodzi szybko, w zimie stawiałam kiszącą się papę w ciepłym miejscu w kuchni (ale kto robi w zimie głodówki? to koszmar). Potem przecedzam przez szmatkę. Jeśli nie pachnie przyjemnie kiszonym, wywalić, spleśniało. To się może zdarzyć. Sok z kiszonego buraka to też błogosławieństwo dla jelit, może nawet bardziej niż błogosławieństwo. Spróbujcie, warto zawsze, nie tylko po poście.

2. Drugi dzień – z tego samego robię szejki (np zielenina, jakiś jadalny na surowo korzeń, woda, cytryna) Można dodać trochę słodkich owoców. Dalej soki z kiszonych rzeczy i soki w ogóle. Dalej surowe.

3. Trzeci dzień: wprowadzam gotowane jarzyny. Jakie chcę. Dalej jemy rozważnie i tylko tyle, aby zaspokoić największy głód, nie pozwalamy sobie na kulinarne brykanie – być może nigdy już sobie na nie nie pozwolimy, bo w trakcie głodówki bardzo spada metabolizm, potem tyje się od samego patrzenia na jedzenie. To się nazywa efekt jojo. Trzeba to mieć na uwadze. Dlatego teraz śmigam na siłownię, żeby podkręcić nieco przemianę materii.

4. Czwartego dnia w zasadzie wyszliśmy w głodówki. Jedzenie cudnie smakuje. Ma się nieco inne spojrzenie na te rzeczy niż przed postem. Jest się zdrowym, lekkim i samopoczucie ma się bajeczne. U mnie to były najmilsze chwile z tego wszystkiego. Nie trzeba już miksować czy gotować, dalej trzeba jeść umiarkowanie i dokładnie gryźć. Zamiast mięsa czwartego dnia łyżka mielonego siemienia (może być zamoczona w ciepłej wodzie, to zamiast rybki) i łyżka moczonych przez noc pestek dyni, słonecznika czy innych dobroci, ale dynia jest najważniejsza z tego wszystkiego (zamiast kurczaczka itp). Zapewniam, że wystarczy. Sugeruję na tym poprzestać. Dieta bezmięsna jest bardzo zdrowa. Mięso stanowi dla człowieka (zwłaszcza chorego) spore obciążenie. Jeśli czujesz się zagubiony, uderz do dietetyka/czki specjalizujących się w dietach roślinnych, jeśli ktoś zbilansuje ci dietę, będziesz się czuć bezpieczniej.

5. Powolutku wprowadzaj przyprawy, herbatki itp. Odpuściłabym sobie używki, dopóki nie zakończysz zdrowienia albo na zawsze.
Znasz trochę angielski? Sprawdź tu co jesz: https://cronometer.com/

Amen i smacznego
Miłego zdrowienia

ps
Są dobre strony o głodówkach w necie, można pobuszować i wyciągnąć coś dla siebie

4 Komentarze

Filed under Uncategorized

4 responses to “30. Moja wiedza o wychodzeniu z głodówki

  1. tancerka

    Moja głodówka trwała 8 dni, 7 dnia omal nie zeszłam z tego świata. Ogólnie samopoczucie fatalne, zanik mięśni jakbym ich nie miała, planowałam tak 14 dni ale po 7 dniach tortury zdecydowałam że przerywam. Jeszcze tortura z wychodzeniem i te obrzydliwe wywary z warzyw. Cel głodówki był zdrowotny. Nie poprawiło się nic a nawet pogorszyło bo teraz muszę odbudować siłę mięśni która budowałam latami. Wchodzenie na 4 piętro z przerwami w liczbie 5. Na spacerze przerwa na odpoczynek. Zakupy robione w tempie ślimaka. Nigdy więcej nie skatuje siebie w ten sposób. Ale jeśli komuś to pomaga to zazdroszczę. Mi to tylko rozwaliło moje ciało. Nie mogę się doczekać kiedy znowu będę mogła zjeść majonez jajka rosół i moje ciasteczkach które sama piekę. ale do tego jeszcze daleko….Pozdrawiam.

    • Twój wpis to typowy trolling, pozwolę sobie zauważyć, i najprawdopodobniej w ogóle nie podjęłaś wysiłku, żeby zapoznać się z treścią moich wpisów ani dostępną na ten temat wiedzą. Nie usuwam go , bo jest pięknym dowodem na to, jak ludzkość słabo używa mózgu, a jak nadmiernie używa klawiatury.
      Udowadniam.
      Jeśli były w diecie wywary z warzyw to nie była głodówka, a raczej dieta niedoborowa. Ciężka sprawa. Niektórzy gorzej znoszą takie doświadczenia niż głodówkę, bo w czasie głodówki żołądek przestaje pracować i po kilku dniach głód nie dokucza.
      Następny temat – mięśni nie zjadasz w kilka dni. Bzdury wypisujesz. Mięśnie zanikają jeśli ich nie używasz. Byłaś słaba, bo nie dostarczałaś swojemu organizmowi potrzebnych kalorii, a zjadałaś to co sobie odłożyłaś na zapas w organizmie, a nie zawsze są to obojętne rzeczy. Przynajmniej tak opisują to fachowcy. Mięśnie zaczynasz zjadać, o ile dobrze pamiętam, po ok. dwóch miesiącach głodówki i jest to niebezpieczny moment, bo twoje serce to też mięsień. Gdybyś je naprawdę zjadała, to byś pewnie nic tu nie napisała. Na początku zjadasz złogi i tłuszcz. Musisz, żeby wyprodukować insulinę dla mózgu itd i to jest właśnie to o co chodzi w zdrowieniu przy pomocy głodówki.

      Nikomu nie polecam tej metody, kto nie potrafi najpierw się precyzyjnie przygotować teoretycznie i organizacyjnie. Nie będę się rozwodzić. Tak czy siak, nie jest to metoda dla każdego. Wymaga silnej woli, jasnego albo inaczej – chłodnego – umysłu i wsparcia ze strony fachowca albo wyedukowanych bliskich. Można sobie z głupoty gorsze kuku zrobić niż tylko potrzeba opisania tego komuś na blogu.
      Przy okazji – znam osoby, które dużo lepiej funkcjonowały na diecie niedoborowej typu Dąbrowska albo te twoje wywary, niż na głodówce. Ja akurat, jak dotąd, wolałam się porządnie przegłodzić, przynajmniej żołądek nie szalał, ani moje emocje.
      A co dalej to zobaczymy. Próbuje opanować moje łakomstwo przy nikłym udziale bodźców z otoczenia, bo jest pandemia a ja na emeryturze. Jak nie poskutkuje to kolejna głodówka. Bo się znowu coś dzieje.

Dodaj komentarz